Targi Książki Historycznej a historia gospodarki

Leszek Koziorowski
Co nas fascynuje, zachwyca w historii? Jak uczy historia, najwięcej namiętności wśród historyków wzbudzają wojny. Prawdą jest, że szczęk oręża nawet po latach „pachnie krwią”, a nasze atawistyczne skłonności pozwalają nam łatwiej lgnąć do takich historii. A może po wielokroć opisane bitwy i kampanie, rozłożone na części pierwsze ruchy wojsk i składniki ich uzbrojenia, przebadane możliwości techniczne dawnych rodzajów broni bardziej są próbą odnalezienia w sobie małego dziecka, które rozstawiało ołowiane żołnierzyki niż realną potrzebą poznania historii? Nie neguję potrzeby badania historii konfliktów, nie potępiam powszechnej namiętności w zaspakajaniu wiedzy w tym obszarze. Zwracam jedynie uwagę, jak niewiele już można dodać do setki razy opisanych bitew, czy w najdrobniejszych szczegółach czołgów i  samolotów.
Tymczasem z cichą satysfakcją myślę sobie, iż tak na końcu wojny wygrywają nie ci, którzy dysponują przewagą militarną, czy są wojskowymi geniuszami, a ci którzy są gospodarczo lepiej przygotowani. Niestety Napoleon uległ w końcu angielskiej gospodarce, a Kartagina została zburzona.
Wizyta na XXII Targach Książki Historycznej skłania mnie zdecydowanie ku refleksji, iż historia gospodarki to zaledwie margines badań historycznych. Praktycznie nie było stoiska, na którym nie znaleźlibyśmy książek poświęconych historiom konfliktów, na większości były także książki związane historią polityki, często spotykaliśmy pozycje poświęcone historii społecznej (inna sprawa, że najczęściej w formie zbeletryzowanej), a historii gospodarki jak na lekarstwo. Można było mieć wrażenie, że rolnictwo, przemysł i handel to „wynalazek” ostatnich 20 lat. Ciekawym tylko za co prowadzono wojny, za co uzbrajano żołnierzy, dlaczego państwa tworzyły kolonie i jakim cudem 100 lat temu mogliśmy dotrzeć z Warszawy do Krakowa w jeden dzień?
Nie jest też dobrze, jeżeli chodzi o przedmiot badań historii gospodarczej. Spotykane książki poświęcone historii gospodarczej są co do zasady ciekawe (a może są ciekawe, gdyż pozostają nieliczne?), ale zajmują się głównie opisywaniem faktów, często wyrwanych z kontekstu. Tymczasem współczesna historia gospodarki powinna być syntezą badań historycznych, ekonomicznych i prawnych. Tak mi się wydaje, że dla zrozumienia dawnych procesów gospodarczych musimy korzystać nie tylko z instrumentarium historyka, ale także ekonomisty, czy prawnika. Podobnie jak opisuje się współczesne nam zdarzenia gospodarcze. Inaczej niestety z dawnych zdarzeń gospodarczych nie wyciągniemy żadnych wniosków, a i ich prezentacja pozostanę uboga. Jaką bowiem wiedzę daje nam informacja, że w Warszawie wagony budowała spółka Lilpop Rau i Loewentein bez dogłębnego zrozumienia skąd miała kapitał i jaki był to kapitał?
Czy powyższe spostrzeżenia skłaniają mnie do pesymistycznego spojrzenia na nasze poczynania w zakresie nauki historii gospodarczej? Wręcz przeciwnie, doceńmy jakie znakomite perspektywy badawcze otwierają się dla osób prawdziwie zainteresowanych tematem, w tym np. historią kapitału.